Miejska spółka na celowniku prokuratury

Czy do wypadku doszło przez odpowiedni brak zabezpieczenia prądowej skrzynki?

Prokuratura wszczęła śledztwo w sprawie niedopełnienia obowiązków i narażenia przez zarząd spółki Chełmski Park Wodny i Targowiska Miejskie na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia albo ciężkiego uszczerbku na zdrowiu pracownicy stoiska ze zniczami przy cmentarzu komunalnym. Trwa przesłuchiwanie świadków.

Śledztwo prowadzone jest w kierunku art. 160 par. 1 kodeksu karnego, za co grozi do 3 lat więzienia. Prokuratura bada, czy przez brak odpowiedniego zabezpieczenia skrzynki elektrycznej, kabli oraz przedłużacza, znajdujących się za boksami handlowymi przy ul. Mościckiego, pracownicy miejskiej spółki przyczynili się do wypadku, w wyniku którego kobieta została porażona prądem.

O sprawie pisaliśmy zaraz po tym, jak temat stanął na jednym z posiedzeń rady miasta poprzedniej kadencji. Zarządzająca terenem wokół cmentarza komunalnego spółka ChPW i Targowiska Miejskie oficjalnie pozwoliła 1 listopada ub.r. korzystać ze skrzynki elektrycznej najemcom stoisk z kwiatami i zniczami. Potem okazało się, że najemcy pobierali prąd cały czas, nie tylko na Wszystkich Świętych. Drzwiczki do skrzynki były wyłamane, a w środku znajdowały się dwa kontakty, do których podłączane były przewody. Na koniec dnia pracownicy stoisk odpinali je i odkładali na górę skrzynki. Do czasu, aż w lutym br. po deszczowym dniu jedną z pracownic poraził prąd. Kobieta doznała uszkodzenia nerwu, czego skutkiem był niedowład prawej ręki.

Przed radnymi miejskimi prezes ChPW i Targowisk Miejskich Artur Juszczak tłumaczył wówczas, że doszło do włamania i kradzieży energii na szkodę spółki, o czym rzekomo dowiedzieli się dopiero po wypadku i natychmiast zlecili zabezpieczenie skrzynki elektrycznej. Mimo to nie zamierzał składać w komendzie policji zawiadomienia o kradzieży, uznając to za niską szkodliwość czynu.

Z relacji pokrzywdzonej wynikało natomiast, że Targowiska wiedziały, iż najemcy stoisk cały czas korzystali ze źle zabezpieczonej skrzynki, a pracownik miejskiej spółki dostarczał nawet jej szefowej faktury za prąd. Po wypadku kobieta – jak mówi – została sama, bo nikt nie poczuwał się do odpowiedzialności za jej krzywdę. (pc)

News will be here